SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Adam Markowski

By nie robić czegoś, co byłoby scenicznie niesmaczne

2 kwietnia 2024
Udostępnij

- Nie musimy namawiać do oglądania naszego spektaklu, na widowni mamy komplet. Oczywiście maruderzy powiedzą, że to tylko mała scena, ale nie na wszystkich kameralnych spektaklach jest przecież taka frekwencja – cieszy się Marek Ślosarski, reżyser hitu wśród najnowszych propozycji częstochowskiego teatru. By obejrzeć „Seks dla opornych”, widzowie zapisują się na liście rezerwowej.

middle-20240208_marekslosarski_fotamark_002.jpg

Zanim sam podjął się Pan reżyserii najpierw był asystentem reżyserów, m.in. przy „Iwonie, księżniczce Burgunda” Stefana Szaciłowskeigo, czy „Jak się kochają w niższych sferach” Artura Barcisia. To dobra nauka?

Marek Ślosarski: To było lata temu. Było mi bardzo miło, że tacy twórcy zaprosili mnie do współpracy, to cenna lekcja. Potem przychodzi taki moment, gdy człowiekowi po głowie chodzą różne, własne pomysły. Czasem się jednak boi, czy to się sprawdzi, czy się uda. Zastanawia się, aż w końcu postanawia się odważyć i zrobić coś swojego.

I kiedy Pan się odważył?

- Pamiętam, że na początku z Adasiem Hutyrą na histrionie (najmniejszej scenie) robiliśmy „Eskurial” Michaela de Ghelderode. Potem, za czasów dyrektury Marka Perepeczki, miałem przyjemność realizować „Latającego lekarza”, czyli jednoaktówkę Moliere’a i to był wówczas taki najbardziej samodzielny mój przykład działania.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm002_65c5e143b1112.jpg

Na prawdziwe szaleństwo przyszła pora później, przy okazji czteromiesięcznych warsztatów teatralnych dla dorosłych, które od kilku lat odbywają się w naszym teatrze. Dzięki nim mogłem dać upust swojej wyobraźni, bez ograniczeń i to mi zaczęło sprawiać przyjemność. Mogłem ludziom dać coś od siebie, a w zamian mnóstwo energii zwrotnej. Bo nasi warsztatowicze wchodzą w to wszystko bez reszty i bardzo się cieszą z tego wspólnego działania.

Podobną energię otrzymałem podczas pracy nad debiutanckim spektaklem Teatru Nowego, kiedy zaproponowano mi reżyserię „Cebuli”. Dziś grają ją z powodzeniem na wielu scenach w Polsce. Mam nadzieję, że jeszcze wspólnie podejmiemy się kolejnych realizacji.

Podczas warsztatów pracuje Pan z pasjonatami, czym różni się taka praca od zwyczajnej, teatralnej „roboty”?

- Muszę dawać od siebie dużo więcej. Sporo pokazywać, tłumaczyć. Na zajęcia często przychodzą osoby, którymi zawładnęła pasja występowania na scenie, czasem nie zdają sobie jednak sprawy z tego, z czym to się je. I ja muszę to wyjaśnić. To wymagająca praca, a przy tym zaskakująca, otwierająca i nie ukrywam, że bardzo mnie to kręci. Pamiętam momenty z pierwszych naszych spotkań, gdy podczas przygotowania tekstów, ktoś był zaskoczony tym, że potrafi tak to zagrać. Czuł satysfakcję, a ja – dumę. Dzięki temu sam nie rdzewieję, bo cały czas muszę być aktywny.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm007_65c5e1906396c.jpg

Kolegów po fachu także miał Pan okazję niedawno reżyserować i nawet wybuchł z tego pewnie „Skandal”.

- Tak było! Magdalena Woch [p.o. dyrektora Teatru im. Adama Mickiewicza – przyp. red.] zaproponowała mi reżyserię „Skandalu w rodzinie”, który nazywam spektaklem z piosenkami. Przygotowaliśmy go z myślą o sylwestrze 2022 r. To była bardzo przyjemna współpraca. Trochę pokrewna do tego, co robimy na warsztatach, bo w naszych przedstawieniach muzyka również jest bardzo istotna.

Grał Pan na wielu scenach, jednak jako aktor etatowy najdłużej związany był Pan z Teatrem im. Adama Mickiewicza. Choć dziś na afiszach przy Pana nazwisku dodawane jest „gościnnie”, wydaje się Pan zrośnięty z tym miejscem.

- Oczywiście czuję się tu jak w domu. Do zespołu dołączyłem w 1989 r., z małą przerwą, pracowałem tu aż do 2006 r. Potem rozpoczął się mój łódzki etap, który mocno się przedłużył. Kursowałem tak kilkanaście lat, pomiędzy występując też w serialach i filmach. Do Częstochowy jednak wracałem. Od kilku lat gram tu coraz więcej.

Teraz pojawiła się kolejna do tego okazja. Podobno pomysł realizacji „Seksu dla opornych” chodził za Panem już od dawna?

- Miałem zagrać w tej sztuce. Planowaliśmy jej realizację w teatrze w Rzeszowie, nie udało się przez inne terminowe zobowiązania. Jednak tekst we mnie pozostał, grano go na innych scenach, myślę choćby o głośnej wersji z Dorotą Kolak i Mirosławem Baką. Pomyślałem, że skoro Teatr Wybrzeże wziął się za ten tytuł, to znaczy, że to nie musi być zagrane frywolnie, płytko i warto wrócić do tego pomysłu.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm014_65c5e1b1d9e56.jpgI wrócił Pan.

- Jeszcze przed wakacjami rozmawialiśmy z panią dyrektor, opowiadałem o sztuce, że gdyby było zainteresowanie, to chętnie podejmę się tej współpracy. Szczęśliwie znów się udało.

Czasu na przygotowania nie było zbyt wiele?

- Pracowaliśmy nad „Zemstą” w reżyserii Joanny Drozdy, przygotowywaną na sylwestra, a „Seks” doskonale pasował na walentynki. Zapytano mnie, czy zdążę, bo na prace mieliśmy tylko styczeń. Postanowiłem spróbować.

Od początku był Pan zdecydowany na podwójną rolę – reżysera i Henry’ego?

- Nie ukrywam, że bardzo chciałem go zagrać. Dopiero w trakcie pracy okazało się, że połączenie dwóch ról nie jest takie proste. Grając jednego z głównych bohaterów, będąc w środku, nie ma jak spojrzeć z boku na siebie i cały spektakl. Gdy zmienia się optyka, pewne rzeczy uciekają.

W roli Alice od razu zobaczył Pan Agatę Ochotę-Hutyrę?

- Tak. Mamy nasze stare doświadczenia sceniczne. Bliską relację graliśmy w „Pannie Julii” i w „Jabłku”, to jest nasz trzeci raz. Agata pasuje psychofizycznie do tej postaci, wszystko składało się idealnie, na szczęście okazało się, że i ona ma ochotę w to wejść.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm015_65c5e1b290808.jpg

I wspólnie rozpoczęliście pracę nad tytułem, w którym małżonkowie z 25-letnim stażem, szukają remedium na ożywienie związku, w tytułowym podręczniku. Stworzyliście opowieść, która równie mocno jak bawi, to wzrusza.

- Zastanawialiśmy się jak tego tekstu nie popsuć, by nie stał się tylko okazją do rechotu i niewybrednych skojarzeń. Musieliśmy znaleźć na to odpowiednią formułę, sam nazwałem „Seks” komedią romantyczną z emocjami. Trzeba było postawić sobie granicę, by nie robić czegoś, co byłoby scenicznie niesmaczne.

Emocji jest tu dużo, seksu już nie. Możemy to zdradzić bez lęku, bo o sprzedaż biletów nie musicie się martwić. Od chwili premiery wyprzedawane są miejsca na każdy termin.

- Lubię powtarzać, że „seks” to też „płeć”. A o relacjach między dwoma płciami akurat mówimy dużo, więc seks jest.

Nie mieliście łatwego zadania, kameralna sztuka, jedno wnętrze, dwoje aktorów. Nie ma miejsca na „fajerwerki”, częste zmiany dekoracji. Jesteście tylko Wy i musicie utrzymać zainteresowanie widzów przez ponad godzinę.

- To wyzwanie, ale i frajda dla każdego aktora. Nie ma „wspomagania”, ubarwień, efektów specjalnych. Choć jest jeden zabieg, który dodaliśmy, by uatrakcyjnić tę opowieść. Bez niego byłoby jeszcze skromniej.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm013_65c5e1b1357f0.jpg

Scenografia również nie jest rozbudowana, wszystko toczy się na i wokół łóżka.

- To miejsce, które łączy i dzieli. Tak jak w prawdziwym życiu. A w prawdziwym życiu lubimy podglądać. Oglądając historię Alice i Henry’ego jedni ucieszą się, że ich świat wygląda inaczej, inni odnajdą się w tych problemach, bo będą im bliskie.

Czerpaliście z doświadczeń?

- Sama autorka zawarła w „Seksie” mnóstwo obserwacji, my popłynęliśmy z tym prądem. Jednak myślę, że gdyby w tym spektaklu zagrali aktorzy dwudziestoparoletni, inaczej odebraliby ten tekst. Nie chcę powiedzieć, że z Agatą jesteśmy „wiekowi”, ale doświadczenia na pewno mamy więcej. Wiele kwestii nawet jeśli nie pochodzi bezpośrednio z naszego życia, to mamy ich świadomość.

A jak Pan poskromił swoją prywatną ekspresję? W Henrym – statecznym inżynierze, mało jest życiowej energii.

- To było wyzwanie, bo sam jestem impulsywnym człowiekiem. Miałem więc przed sobą ciekawe zadanie aktorskie. Agata, jako moja żona, musiała mnie trochę tonować.

Czy stał się Pan specjalistą od uczuciowych historii? W „Cudownej terapii” to grany przez Pana bohater ma leczyć związki, w „Seksie” małżonkowie chcą uzdrowić się sami.

- Formuła jest rzeczywiście podobna, bo w obu przypadkach rozmawiamy o problemach małżeńskich. Jednak są to dwa różne światy. Na szczęście nikt nie dzwoni do mnie po porady (śmiech).

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm018_65c5e1b49c4c0.jpg

Dzwonić trzeba za to w sprawie biletów, bo kupić je niełatwo i na każdy termin obowiązują listy rezerwowych…

- Bardzo mnie to cieszy! Nie musimy namawiać do oglądania naszego spektaklu, na widowni mamy komplet. Gramy zarówno spektakle wieczorne, jak i popołudniowe. To bardzo miłe i motywujące. Oczywiście maruderzy powiedzą, że to tylko mała scena, ale nie na wszystkich kameralnych spektaklach jest przecież taka frekwencja. Nasze najbliższe spotkania z publicznością już 5, 6, 7, 19 i 20 kwietnia. Zapraszam!

Na brak zajęć Pan chyba nie narzeka, niebawem z grupą warsztatowiczów zorganizujecie kolejną premierę.

- Prace trwają, premiera już w maju. Tym razem motywem przewodnim jest kabaret, a to daje wiele możliwości. Oprócz tego cieszę się z grania w „Zemście”, cieszę się „Seksem dla opornych” i nie wybiegam mocno w przyszłość, nie wymuszam niczego. Czekam, bo to co cenne, przychodzi znienacka.

Ale nie porzuci Pan aktorstwa dla reżyserii?

- Nie, nie. To odrębne kwestie, choć z obu czerpię przyjemności. Myślę, że nie muszę już niczego udowadniać.

middle-zoom-20240208_konf_seksdlaopornych_fotamark_sm019_65c5e1b557d18.jpg

Marek Ślosarski. Absolwent Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach. Pracował w Teatrach: Rozrywki w Chorzowie, Polskim w Bielsku-Białej, Śląskim w Katowicach, Powszechnym w Łodzi.

Jako aktor etatowy najdłużej był związany z Teatrem im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, z którym współpracuje do dziś jako aktor gościnny. W latach 2003-2006 był zastępcą dyrektora częstochowskiej sceny. W czterdziestoletnim dorobku artystycznym ma imponującą liczbę ról, zarówno teatralnych, jak i filmowych.

Od wielu lat realizuje spektakle z młodzieżą i dorosłymi, współpracując zarówno z częstochowskim teatrem, jak i lokalnymi szkołami średnimi.

Zagrał w takich filmach jak choćby „Darmozjad polski” w reżyserii Łukasza Wylężałka, „Odwróceni”, „Triumf ducha, „Ki”. Dobrze znają go również telewidzowie, bo na koncie ma role m.in. w „Na dobre i na złe” czy „Na Wspólnej”.

Jest trzykrotnym zdobywcą „Złotej Maski”, nagrody teatralnej województwa śląskiego. W 2021 roku został uhonorowany Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis.

Fot. Adam Markowski

Cykle CGK - Autorzy