SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Adam Markowski

Mój najlepszy kumpel

10 stycznia 2024
Udostępnij

Mój najlepszy kumpel ma na imię Dawid i mieszka w pięknej kamienicy przy Starym Rynku, na Garncarskiej 28.

middle-dawid_i_rafal_DSCF3852_small-01.jpeg

Pochodzi z bogatego domu, jego ojciec to światowej sławy neurochirurg, który większość zawodowej kariery pracował w John Hopkins Hospital w Baltimore. Kierownik sejmowej podkomisji do spraw rozwoju biomedycyny w Ministerstwie Zdrowia. Szycha. Często zapraszany do telewizji, rozpoznawalny. Ale Dawid nie lubi o nim rozmawiać. Przeszkadza mu bezustanne odgrywanie roli syna geniusza. Wieczorami, w samotności pisze buntownicze młodzieńcze wiersze. Podkłada do nich bity i rapuje przed lustrem. Marzy, żeby zostać gangsterem z przedmieść i żyć z hip-hopu, z dala od rodziny i tradycji.

Z Dawidem poznaliśmy się w pierwszej klasie Liceum Ekonomicznego i polubiliśmy się niemal od razu. Ja punkowiec, on samozwańczy poeta i zasymilowany Żyd ateista. Pasowaliśmy do siebie jak marmolada do chleba.

Nasza sąsiadka z parteru, stara Dzielowa, sprzątała u wszystkich bogatych Żydów z Garncarskiej i Mirowskiej, i oczywiście doniosła matce, że przyjaźnię się z Dawidem. Dostałem szlaban. Matka nic nie rozumie. Totalnie zagubiła się we współczesności.

– Nie zadawaj się z nim! Coś ty znowu wymyślił?! Nie ma normalnych ludzi w twoim wieku?! Jak nie agrafki w nosach, tunele w uszach, jacyś weganie, to teraz Żyd. Co ludzie powiedzą?! Ksiądz mnie wyczyta w niedzielę z ambony!

Nie przejmowałem się. Zresztą i tak zamierzałem uciec z domu zaraz po maturze. Dotrzeć autostopem na kraniec Europy, do Lizbony, do Porto. Zaciągnąć się na statek i pływać po oceanach. Zwiedzić Kalifornię i Meksyk. Nie zależało mi na karierze, na pieniądzach. Tylko ja, woda i błękitne niebo. Póki co, niewinnie i bez celu włóczę się z kumplami ze szkoły. Pijemy tanie wina na ławce pod synagogą przy Aleksandryjskiej. Palimy kradzione rodzicom papierosy w parku pod starą Cerkwią Cyryla i Metodego. W centrum czujemy się jak młodzi bogowie. To nasze miejsce. Nasza wolność. Ciepłymi jesiennymi wieczorami mieszkańcy miasta wylegają na ulice. Odpoczywają w Alejach przy kawie. Jedzą pizzę i sushi. Malarze wystawiają obrazy w galeriach, muzycy ćwiczą przed weekendowymi koncertami w pubach, a my nie możemy się doczekać, gdy wreszcie skończymy osiemnaście lat i będziemy mogli oficjalnie bawić się do rana w klubie na Kawiej.

Czasami wymykamy się na wagary do domu Dawida. Uwielbiam to miejsce. Z kuchni wydobywa się słodki ziołowy zapach. Na półkach leżą stare książki w skórzanych oprawach, na ścianach wiszą obrazy Sętowskiego. Specyficzny baśniowy klimat. Czasami podsłuchuje nas młodsza siostra Dawida, Sara. To jeszcze dzieciak, ale Dawid twierdzi, że ciągle o mnie gada i pragnie, żebym właśnie ją zaprosił na studniówkę. Powinienem coś z tym zrobić, inaczej będę miał na sumieniu młodą Żydówkę, która umrze z miłości, a mój najlepszy przyjaciel nigdy by mi tego nie darował.

Mama Dawida i Sary umarła wiele lat temu na raka. Jej grób znajduje się na jednym z największych cmentarzy żydowskich w Polsce, na Złotej. Dawid się do tego nie przyznaje, ale na pewno bardzo tęskni za matką. Często razem chodzimy na kirkut. Kładziemy mokre kamyczki na kamiennych płytach. Dawid mówi, że kiedyś będą go tutaj odwiedzać jego dzieci. I może moje też. Bo ja na pewno ożenię się z Sarą, w sumie to chyba nie mam wyjścia. Życie jest przecież takie przewidywalne.

Fot. Adam Markowski

Cykle CGK - Autorzy