SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Adam Markowski

Ballada o pędzących podróżnych

29 grudnia 2023
Udostępnij
Podobno pochodził z Aniołowa. Uwielbiał stacje kolejowe i pociągi. Często włóczył się w okolicach Dworca Głównego. Palił papierosy siedząc przy fontannie, spacerował wpatrzony w graffiti Sętowskiego. Wydawało mi się, że rozmawiają ze sobą. Strażnik Czasu i on. Nosił długi płaszcz i kapelusz, poruszał się wolno i dostojnie. Zaczepiał ludzi. Najczęściej nie chcieli gadać, pewnie myśleli, że kolejny pijaczek zamierza wyprosić parę złotych na alkohol.

middle-cuprjak_aniol_small.jpg

– Nie mam przy sobie gotówki, ani żadnych fajek – odpowiadali, nim zdążył otworzyć usta.

Nie zrażał się. Wyławiał z tłumu samotnych i smutnych. Podsłuchiwał. Czasem przysiadał się do jakiejś wyczerpanej matki i częstował ją kawą z automatu. Czasem milczał, czasem gadał bez przerwy, przez godzinę albo dłużej. Czasem wrzucał zapłakanym, zmęczonym podróżą dzieciom cukierki do kieszeni. Widziałem jak kiedyś wsunął banknot stuzłotowy bezdomnemu śpiącemu na ławce przy kasie. Albo gdy zjeżdżał ruchomymi schodami za chudym mężczyzną w okularach. Niezauważenie położył mu dłoń na ramieniu, a chudy w okularach uśmiechnął się, jakby rozgonił wszystkie smutki.

Babcia twierdziła, że to jej kuzyn, ale nie potrafiła wyjaśnić dokładnych koneksji rodzinnych. Zresztą babcia wtedy była już bardzo chora, myliła rzeczywistość ze snem, błądziła między światami. W kółko powtarzała, że ten chłopiec od dziecka kochał pociągi tak, że pociągi z wdzięczności pokochały jego.

Kiedyś uratował mi życie. Chyba pół roku trułem rodzicom, żeby puścili mnie z kumplami na wakacje pod namiot w Bieszczady. Wreszcie niechętnie, ale zgodzili się, przecież ledwie skończyłem osiemnaście lat. Prawie zwariowałem ze szczęścia. Stary dworzec mieścił się jeszcze przy Piłsudskiego. Staliśmy z przyjaciółmi w długiej kolejce do kasy, a pociąg za parę minut miał odjechać. Kupiliśmy bilety w ostatniej chwili, biegliśmy wzdłuż peronu, gdy lokomotywa ruszyła. Wszyscy zdążyli wskoczyć. Ja na końcu, chociaż czułem, jakby ktoś jeszcze pędził za mną. Złapałem się rączki, ale szarpnęło i wpadłem między wagony. Zawisnąłem. Pociąg toczył się, a nade mną… frunął on, trzymając mnie tak, żebym nie wpadł pod koła. Spojrzałem głęboko w błękitne mgliste oczy i na wąskie usta, które szeptały, że spokojnie, nic ci nie będzie. Kilka sekund później ktoś zaciągnął hamulec, wtedy puścił mnie i spadłem na tory.

– Zaklinowałeś się między wagonami. Ten wielki plecak uratował ci życie. Masz więcej szczęścia, niż rozumu, dzieciaku. Już myślałem, że nie przeżyjesz! – powiedział kolejarz, który mnie wyciągał.

Oczywiście nikt nie uwierzył w bajkę o aniele, twierdzili, że zmyślam albo że za mocno uderzyłem się w głowę.

Od dawna odwiedzam dworzec. Lubię popatrzeć na pędzących podróżnych. Często go spotykam i wówczas wydaje mi się, że on mnie rozpoznaje. Zerka przez chwilę, zastyga, po czym wraca do swoich spraw. Nigdy nie odezwałem się do niego, jednak zawsze chciałem podziękować, pochwalić się dziećmi, powiedzieć tak krótko, zwyczajnie, że mam dobre życie. Dotąd nie udało się. W dodatku on za każdym razem wygląda trochę inaczej. Raz to długowłosy blondyn. Kiedy indziej łysawy szatyn. Ludzie, którym pomógł natychmiast wyławiają z tłumu tę specyficzną dumną postać. Wiem, bo niekiedy dostrzegam innych, obserwujących anioła z dworca.

Niedawno, wyjeżdżając z rodziną na wycieczkę pokazałem go mojemu małemu synkowi. Następnego dnia opowiadał, że przez okno widział pana z błyszczącymi skrzydłami, który ścigał się z pociągiem, strojąc głupie miny. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale wierzę w anioła z Dworca Głównego.

Fot. Adam Markowski

Cykle CGK - Autorzy