SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Piotr Cieślak

Dlaczego czytamy biografie?

26 maja 2023
Rysunkowy portret Sylwii Góry
Udostępnij

Na tytułowe pytanie próbowały odpowiedzieć 11 maja w Filii nr 9 Biblioteki Publicznej im. dr. Władysława Biegańskiego dwie autorki biografii właśnie – Sylwia Chwedorczuk oraz Monika Śliwińska.

middle-S.-Chwedorczuk.jpg

Co roku z pewnym napięciem (znajomym dla ludzi mocno związanych z promocją literatury) oczekujemy na raport Biblioteki Narodowej dotyczący stanu czytelnictwa w Polsce. Choć od lat nie ma w tym temacie żadnych zaskoczeń – procent nałogowych czytelniczek i czytelników raczej spada niż rośnie – oczekujemy… no właśnie – czego? I czy naprawdę tak kiepsko jest u nas z tym czytaniem? Jak przysłowiowe grzyby po deszczu pojawiają się przecież na rodzimym rynku nowe wydawnictwa, a te raczej nie żyją z poczucia misji, ale ze sprzedaży książek. Do tego targi książki, które się wprost mnożą (w tym roku aż dwie imprezy w Warszawie, tydzień po tygodniu!) i na których naprawdę możemy zobaczyć tłumy przy stoiskach (zobacz: dyskusja na temat bezpieczeństwa w czasie zeszłorocznych targów w Krakowie) oraz kolejki do autorek i autorów. I jeszcze jedno – narzekanie, że młodzież nie czyta. Nic bardziej mylnego (pokazuje to tegoroczny raport BN). Młodzież po prostu nie czyta tego, co chcemy, żeby czytali. Na targach królują autorki, które zaczynały na Wattpadzie – w tym roku Weronika Marczak i jej „Rodzina Monet”, w poprzednim Katarzyna Barlińska (P.S. Herytiera/„Pizgacz”) i „Trylogia Hell” – „Start a Fire”.

middle-M.Śliwińska.jpg

Ale do rzeczy. Skoro ustaliliśmy już, że jednak czytamy, spróbujmy odpowiedzieć na kolejne pytanie: co czytamy? Według raportu niezmiennie od lat przede wszystkim powieści gatunkowe – kryminalne, thrillery oraz romanse i tzw. obyczajówki, coraz chętniej fantastykę oraz science fiction i niezmiennie literaturę non fiction, która jest bardzo pojemną kategorią. Jest tu bowiem miejsce dla reportaży, biografii, autobiografii, aż po pamiętniki. I tutaj wracamy do tytułowego pytania: dlaczego akurat biografie? Oczywiście z najróżniejszych powodów! Czasem chcemy poznać sekrety i anegdoty sławnych ludzi, innym razem wierzymy, że znajdziemy przepis na sukces (bo komuś o kim czytamy się udało), ponieważ chcemy spojrzeć na rzeczywistość z perspektywy innej osoby, bo pragniemy poznać szerszy kontekst i tło społeczno-kulturowe, w którym żyła bohaterka/bohater biografii, po którą sięgnęliśmy.

middle-ksiazki2.jpg

Bez wątpienia czytamy też o postaciach, które są nam w jakiś sposób znajome, ale co powoduje, że czytamy o kimś, czyje nazwisko nic nam nie mówi lub mówi bardzo niewiele? Na ten temat mogły powiedzieć sporo właśnie Sylwia Chwedorczuk i Monika Śliwińska. Chwedorczuk to badaczka literatury, edytorka i pasjonatka listów Anny Kowalskiej i Marii Dąbrowskiej oraz autorka książki „Kowalska. Ta od Dąbrowskiej”. No właśnie – Anna Kowalska, autorka „Opowiadań greckich” czy „Na rogatce” pozostawała dla nas współczesnych właściwie nieznana. Dopiero książka Chwedorczuk wydana w 2020 roku przed Marginesy przypomniała jej postać. Na pewno pomogła znana i przez wielu wielbiona Maria Dąbrowska, ale książka Chwedorczuk to przede wszystkim piękna historia miłosna, napisana na bazie wieloletnich, szczegółowych badań, zapoznania się z ogromnym materiałem archiwalnym i przeczytania tysięcy stron dzienników i listów.

Podobnie było z bohaterkami książki „Panny z wesela” Moniki Śliwińskiej, która przypomina nam, a raczej odkrywa, postaci kobiece uwiecznione w dramacie Wyspiańskiego. Jest to bowiem opowieść o Annie, Jadwidze i Marii Mikołajczykównach. W przypadku tej książki zadziałało także nazwisko autorki, która wcześniej napisała już biografię Stanisława Wyspiańskiego właśnie. Również ta biografia powstawała przez kilka lat przy ogromnym nakładzie sił i drobiazgowej pracy autorki.

middle-ja2.jpg

Ktoś mógłby zatem zapytać: zaraz zaraz… ale to brzmi jak straszna nuda. Nie chcę czytać o każdej minucie cudzego życia. Tak często bowiem kojarzy nam się biografia. Przybywam zatem z szybkim wyjaśnieniem – absolutnie tak nie jest. Od kilku (jeśli nie kilkunastu) lat na rynku wydawniczym królują biografie, które można by nazwać reporterskimi, czyli takimi, które „nie stawiają oporu”. Nie trzeba być specjalistką w wąskiej dziedzinie, żeby przeczytać książkę o cudzym życiu, jak nieraz bywało. To już nie akademickie rozprawy, ale szalenie ciekawe, wartko płynące opowieści, które jednocześnie dbają o szczegóły i fakty. Oczywiście nie wszystkie książki takie są. Często nie starcza materiału na biografię i autorki oraz autorzy decydują się na przykład na powieści biograficzne, które cieszą się wśród czytelniczek i czytelników sporą popularnością. Ostatnim przykładem jest książka Sylwii Zientek „Lunia i Modigliani”. Lunia Czechowska – tytułowa bohaterka – była uważana za modelkę, muzę i powiernicę Amedea Modiglianiego, ale dokumentów na to Zientek nie znalazła, więc postanowiła zadziałać wyobraźnią i napisała fikcyjną opowieść. Czy jest to dobry pomysł dla biografki i biografa? Odpowiedź na to pytanie to już materiał na zupełnie inny tekst, ale warto jeszcze wspomnieć o dylematach, przed którymi stoi osoba pisząca w momencie, kiedy decyduje się zgłębiać czyjeś życie.

Po pierwsze, czy powinno się pisać o osobie żyjącej czy lepiej pisać o zmarłych? Jak ułożyć sobie współpracę ze spadkobiercami bohaterki czy bohatera biografii? Jak nie poddać się naciskom z ich strony? Czy biografka powinna pisać wszystko (absolutnie wszystko) o swoim bohaterze/bohaterce? A jeśli nie – dlaczego i co należy przemilczeć? Dyskusja na temat ostatniego punktu rozgorzała w 2010 roku przy okazji książki „Kapuściński non-fiction” autorstwa Artura Domosławskiego i trwa nieprzerwanie w środowisku dziennikarskim i literackim.

Na te wszystkie pytania próbowały odpowiedzieć też Chwedorczuk i Śliwińska z własnej pisarskiej perspektywy. Jakie są ich odpowiedzi? Najlepiej widać je w książkach ich autorstwa, do przeczytania których serdecznie was zachęcam.

Fot. Piotr Cieślak

Cykle CGK - Autorzy