SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Piotr Cieślak

Wojciech Tochman. Historia prawdziwa. I wstrząsająca

1 listopada 2023
Sylwia Bielecka
Udostępnij

„Historia na śmierć i życie” to pretekst do dyskusji. Do dyskusji o zbrodni i karze, o przemocy i zemście, o sprawiedliwości, ale i o prawie. Również o roli mediów, ferowanych przez nich wyrokach i słowach, które przyklejone do zbiorowej pamięci są tak trudne do oderwania. W przypadku tej opowieści jest nim bestia.

middle-Spotkanie-Tochman_3.jpg

Wojciech Tochman, znakomity polski reportażysta i autor literatury faktu był 19 października gościem Biblioteki Publicznej. Głównym tematem spotkania była jego ostatnia książka – reportaż z pogranicza true crime i dramatu psychologicznego „Historia na śmierć i życie”.

Tochman rzadko zajmuje się tematyką, którą przyjemnie czyta się przed zaśnięciem. Jego bohaterowie opowiadają zazwyczaj przerażające historie. Raz są to dziewczyny z Polski i Litwy, zmuszane do prostytucji w zachodniej Europie, raz doświadczające koszmaru wojny mieszkanki dawnej Jugosławii. Innym razem opisuje apokalipsę Tutsi wszczętą przez Hutu w dalekiej Rwandzie, albo Filipiny, gdzie najubożsi organizują swoje życie w slumsach i na cmentarzach Manili. Pisze o biedzie, tęsknocie, śmierci i poszukiwaniach. W beznadziei swoich bohaterów stara się znaleźć nadzieję i sposób, by choć spróbować zmienić ich sytuację.

Powód dla którego napisał swoją ostatnią książkę jest złożony. W 2018 roku zmarła Lidia Ostałowska, wybitna reporterka, która wcześniej uczyła Tochmana zawodu. Uznał, że chciałby napisać o niej, niejako w podzięce za to kim była, ale jednocześnie by było to coś, co nie byłoby hermetyczne tylko dla środowiska dziennikarskiego. Wtedy przypomniał sobie o materiale, który Lidia Ostałowska gromadziła przez 4 lata.

middle-Spotkanie-Tochman_2.jpg

„Historia na śmierć i życie” rozpoczyna się w momencie jednej z najgłośniejszych i najbrutalniejszych zbrodni nowej Polski. Troje niedoszłych maturzystów – Gołąb, Yogi i Osa – w styczniu 1996 roku zabija 22-letnią Jolantę. Cała trójka zostaje skazana na dożywocie. Monika Osińska jest pierwszą w Polsce kobietą skazaną na taką karę.

„Można by rzecz, powiedział sędzia, że dokonali zabójstwa także samych siebie, swojej teraźniejszości i swojej przyszłości”.

Dożywotka – tak mówią o niej za kratami

- Lidia Ostałowska w 2013 roku zaczęła odwiedzać Monikę Osińską – opowiadał na spotkaniu Wojciech Tochman. - Ten 17-18 rok w więzieniu był dla Moniki krytyczny. Niewykluczone, że wizyty Ostałowskiej uratowały jej życie.

Po czterech latach widzeń, kiedy reporterka zastanawiała się jak przedstawić tę historię, Monika napisała do niej list, w którym poinformowała ją, że książka nie może powstać, bo nie zgadza się na nią jej rodzina.

Wkrótce Lidia Ostałowska umiera. Właśnie wtedy Wojciech Tochman sięga po jej materiał, a Osa zgadza się, by go wykorzystał. Uznaje, że jest to winna Lidii.

Więc jeszcze raz, od początku…

19 stycznia 1996 roku trójka niedoszłych maturzystów - nie byli ze sobą specjalnie zaprzyjaźnieni – postanawia pójść do biura firmy, która zajmowała się kolportażem krzyżówek, będącego jedocześnie mieszkaniem 22-letniej Jolanty. Potrzebują pieniędzy na… studniówkę. Nie mają w co się ubrać…

Kijem bejsbolowym i nożem

Po wtargnięciu do mieszkania, Gołąb i Yogi (który znał ofiarę) mordują brutalnie młodą kobietę. Używają kija bejsbolowego, noża… To okrutna zbrodnia. Osa nie dotyka ofiary, sąd ani prokuratura nie mają co do tego wątpliwości. W tym czasie jest w innym pomieszczeniu i prawdopodobnie szuka łupów. Zagląda też do lodówki, co w późniejszych doniesieniach medialnych pojawi się wielokrotnie. Tam jest jej ulubiony tatar… Koledzy mordują, a ona myśli o surowej wołowinie… Jest piękna, inteligenta, musi być bestią…

middle-Spotkanie-Tochman_4.jpg

- Media zawsze w jakimś sensie wydają wyrok jako pierwsze – mówił reportażysta. – Gdyby poszło tam trzech chłopaków, media odnotowałyby fakt morderstwa, potem, że ich złapali, a na końcu podałyby wyrok jaki zapadł w sprawie.

Tamta sytuacja była inna. Pojawiła się kobieta, która złamała pewną figurę mordercy, którym prawie zawsze jest mężczyzna. Mamy taki kod kulturowy. To mężczyźni zabijają z chęci zysku, z namiętności, z perwersji. Są oczywiście kobiety, które mordują, ale zazwyczaj swojego oprawcę, np. nożem w kuchni. Sprawczynie takich czynów nie dostają takich wyroków. Obowiązują czynniki łagodzące.

- Na Monice – z powodu jej płci - skoncentrowały się media od rana do nocy – relacjonował Tochman. - Zaczęto ją przedstawiać jako przywódczynię, co się nie potwierdziło po trzymiesięcznej obserwacji psychiatrycznej, podobnie jak jej cechy agresywne, które rzekomo miała przejawiać. Media to ominęły. Snuły własne, niczym niepotwierdzone teorie, m.in. o tym, że agresja kobiet jest jak powódź, a agresja mężczyzn, jak górski potok.

middle-Spotkanie-Tochman.jpg

Jedną z ówczesnych dziennikarek, która wiodła prym w populistycznej napaści i tworzeniu parapsychologicznych teoryjek była dziś bardzo dobrze znana pisarka - Katarzyna Bonda. Zanim więc sąd zaczął obrady, wyrok już był. - Te zimne morderczynie, tak zmanipulowały tych chłopaków, że oni dla nich zabijali – pisano w prasie.

Wróżki, jasnowidze i oskarżony o sutenerstwo

Parapsychologii w tej sprawie było więcej. Prawdziwemu śledztwu towarzyszyło też inne, z udziałem właśnie wróżek i jasnowidzów, które prowadził szwagier ofiary - Krzysztof O. Żądał zemsty i najwyższej kary. Dzięki morderstwu Jolanty zrobił w ciągu kilku lat niemałą karierę, m.in. został rzecznikiem praw ofiar przy MSWiA (wcześniej był pielęgniarzem i kolportował krzyżówki), zakończoną jednak niemniej spektakularnym upadkiem - wyrokami sądów polskich i szwedzkich, m.in. za handel kobietami i dziećmi.

Sąd nie wziął pod uwagę obszernej opinii psychiatrycznej dotyczącej całej trójki. Są podejrzenia, że w ogóle się z nią nie zapoznał. Media wywarły na sąd niebywałą presję, żądano dożywocia dla wszystkich - relacjonował swoje dziennikarskie śledztwo Wojciech Tochman.

Lidia Ostałowska po zapoznaniu się z całą sprawą mówiła, że ta kara jest nieludzka. Kwestia winy jest tutaj bezdyskusyjna, jednak sąd powinien wydawać karę dożywotniego więzienia wtedy, gdy nie widzi szans na poprawę. Tymczasem, w 1998 roku, ferując taki wyrok nie mógł tego wiedzieć.

W wielu krajach na taką karę w ogóle nie skazuje się osób do 24 roku życia. - W tym wypadku sąd ubzdurał sobie, że postepowanie nastolatków zawsze jest spójne – opowiadał o swojej pracy nad dokumentacją autor „Historii na śmierć i życie”. – Choć, co ciekawe, według sądu Monika była niespójna w zeznaniach. Dziś czytając te akta wiele wskazuje na to, że ona szła tam, do tego mieszkania na Tarchominie na rozbój. Nie było tam zamiaru zabójstwa.

Ochota na tatara

middle-Spotkanie-Tochman_1.jpg

Sąd nie mógł sobie jednak wyobrazić, że Monika kiedy koledzy mordowali, otwierała lodówkę. W mediach wybrzmiała odpowiedź na pytanie, które zadawano jej podobno w śledztwie o to, czy miała ochotę na tatara. – Może miałam

- Sąd nie wziął pod uwagę okoliczności łagodzących, a było ich kilka – mówił Tochman. – Wiek sprawców, nie byli aż tak głęboko zdemoralizowani, mieli znakomite opinie z miejsca zamieszkania. Wyrok wszyscy dostali taki sam.

Monika uważa, że jest winna

- Twierdzi, że nie zabiła, ale że jest winna – przyznał reportażysta. – Uważa, że jest winna co najmniej z trzech powodów, że w ogóle tam poszła, że nie przeszkodziła w morderstwie, że nie wezwała pomocy. Swoją winę wyceniła dość surowo – na 25 lat pozbawienia wolności.

middle-Spotkanie-Tochman_7.jpg

W marcu tego roku Monika Osińska wyszła warunkowo z więzienia, po 27 latach. Ma wokół siebie małą grupę ludzi, którzy rozumieją jej sytuację, motywują ją rodzice. Jest silną osobą, pracuje (to warunek) i chodzi na psychoterapię. Ma nie nadużywać alkoholu i nie zadawać się z ludźmi „o ujemnej opinii społecznej”. Kurator będzie jej towarzyszył przez najbliższe 10 lat.

„Historia na śmierć i życie” to pretekst do dyskusji o karze, o sądownictwie, wpływie mediów i systemie penitencjarnym. Wielu ekspertów uważa, że kara dożywotniego więzienia jest gorsza od kary śmierci, że to tak naprawdę kara śmierci rozłożona na raty.

- Żaden wyrok nie powinien wykluczać szansy na resocjalizację, ale jej sprzyjać – napisał w książce Wojciech Tochman. – Skazany powinien być na bieżąco monitorowany, oceniany i – w czasie dającym się przewidzieć mentalnie – nagradzany za osiągnięcia. Nie od razu wyjściem, nie przepustką. Ale na przykład częstszym widzeniem z bliskimi. Nie możemy być dzisiaj pewni, czy za 20 lat nie będzie to inny człowiek. Pewność niektórych osób w tej sprawie budzi mój najgłębszy sprzeciw. Z wyrokiem dożywocia z prawem do starania się o warunkowe zwolnienie po czterdziestu latach człowiek już po dziesięciu czy piętnastu będzie dziki i wściekły. Trzeba go będzie trzymać w klatce. Albo już nie będzie żył. Moje człowieczeństwo nie pozwala mi na takie traktowanie człowieka.

Rozmowę z Wojciechem Tochmanen prowadziła Sylwia Góra.

Fot. Piotr Cieślak

Cykle CGK - Autorzy