Dubowy bal
Na jeden wieczór u progu zimnej jesieni na mapie Częstochowy pojawił się jeden szczególnie gorący punkt. Nie była to anomalia pogodowa, a zasługa imprezy urodzinowej. Wyjątkowej imprezy, dodam, ponieważ 10 listopada w klubie Rura 2.0 świętował Rise Up Soundsytem.
To był trochę wehikuł czasu. Wolny poniedziałek wyciągnął z domów dawno niewidziane twarze. Twarze, które mogły pamiętać nawet początki Rise Up, które sięgają już nieistniejących miejsc, takich jak Elektromadonna, Utopia czy Teatr from Poland. Gdyby spisać ich wspomnienia, mogłaby powstać potężna historia częstochowskiej kultury. Jednak wszyscy byli skupieni na jednym jej konkretnym kawałku, czyli składzie złożonym z Kingsmana, Zmory i Lotnika. Dwadzieścia lat to sporo. Trzeba być niezwykle wytrwałym, by nadal działać i to z tak ogromną pasją. Mógłbym podjąć próbę wymienienia ilu djów, którzy wtedy zaczynali kariery jest nadal aktywnych, ale to nie czas na to. Ja sam przecież przez te dwie dekady przynajmniej kilkanaście razy ogłaszałem koniec djskiej kariery. Rise Up trwał. Pełen wiary w to, co robią. Pełen wiary w Częstochowę.
Ta wiara została na pewno nagrodzona frekwencją, ponieważ „Rura” była niemal pełna. Jak świętować to właśnie w ten sposób. Oczywiście na urodziny dotarła nie tylko publiczność, ale i goście z zaprzyjaźnionych składów - Bass is Fundamental, Pandadread, Jabbadub i Bass Aid. Roli nie mieli łatwiej, ponieważ gwiazdami byli jubilaci, którzy wkroczyli na scenę w środku nocy. Początkowo wspierał ich gościnie lider Habakuka Wojciech „Brodi” Turbiarz, który świetnie podgrzał atmosferę. Później pałeczkę przejęli już Rise Upy. Powiedzieć, że to było magicznie, to nic nie powiedzieć. Do dziś, a minęło już kilka chwil, kilka razy dziennie przypomina mi się tekst Domu seniora i wtedy od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech, co może wyglądać dziwnie, więc jeśli ktoś mnie zobaczy z dziwną miną, to znak, że wspominam urodziny Rise Upów.
Wracając do Rury, to nie było szans, żeby nie zacząć się bujać. Dubowy bal - jak zapowiedział to Kingsman - przyciągnął ludzi z różnych środowisk i wszyscy dali porwać się muzyce. To był znak, że dub może łączyć niezależnie, czy na co dzień słuchasz rapu, disco czy muzyki poważnej. Te urodziny przypomniały właśnie o czasach, gdy na częstochowskich imprezach spotykały się najróżniejsze osoby i dla wszystkich liczyła się dobra zabawa przy dobrej muzyce.
Historia Rise Up się nie kończy. Z niecierpliwością czekam na kolejne inicjatywy z ich strony. Wzruszył mnie tuż przed imprezą pewien komentarz, który znalazłem pod jednym z postów na fanpage'u soundsystemu. Niejaki Piotr napisał: Mama zawsze katowała mnie waszymi numerami obiecując, że jak już będę duży zabierze mnie na takie wydarzenie... Coś jej nie wierzyłem, że takowe się odbędzie, a tu masz... Znowu miała rację. Nie wiem, czy Piotr pojawił się na imprezie, mam nadzieję, że tak.
Jednak Kingsman, Zmora i Lotnik mają już kolejne zadanie: czas wychować na dubie następne pokolenie. Świadomość tego, że w dorosłość mogą wchodzić dzieci osób, które uczestniczyły w pierwszych imprezach Rise Upów może być dla niektórych wręcz przytłaczająca, ale jest w tym jakieś piękno. Patrząc na pasję chłopaków, podejrzewam, że możemy doczekać się na ich imprezach wnuków pierwszych słuchaczy. Podobnie jak poprzedni artykuł (zapowiadający wydarzenie) pozwolę sobie i ten zakończyć hasłem: rise up and neva fall!
Fot. BEAR.photo
Cykle CGK - Autorzy
-
Sławomir Domański
Częstochowskie powidoki
-
Juliusz Sętowski
Historyczny Człowiek Roku
-
Piotr Karoński
Krążę wokół waszych dźwięków…
-
Magda Fijołek
Energiczna eksploratorka