SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Okładka książki Wilcza rzeka wśród gałązek choinki i świątecznych światełek
Adam Markowski

Cienie na ścianie i mnożenie bytów

4 stycznia 2022
Rysunkowy portret Adama Florczyka
Udostępnij

Gdy na świecie zaczęła szaleć pandemia Covid-19, pojawiły się czarne scenariusze, że za chwilę wirus zainfekuje również kulturę. Że przygniecie nas lawina książkowych, filmowych, muzycznych i serialowych historii o izolacji, społecznym dystansie oraz pełzającym lęku. Po lekturze „Wilczej rzeki” myślę jednak, że jeśli miałyby to być narracje na poziomie prozy Wioletty Grzegorzewskiej, to ja jestem gotowy – poproszę o zdecydowanie więcej.


Zanim jeszcze Grzegorzewska stała się poczytną i nagradzaną pisarką, w Częstochowie była już doskonale rozpoznawalna jako poetka i animatorka życia literackiego. Nawet gdy ostatecznie wyjechała z naszego miasta, zostawiła tu sporo miłośników swojej twórczości, którzy kibicowali i czujnie śledzili jej publikacje. Pewnie dlatego lubimy patrzeć na Grzegorzewską jako na mocno tu zakorzenioną, naszą pisarkę. Jej sukcesy postrzegamy jako sukcesy naszej reprezentantki. Nie wiem, czy z punktu widzenia autorki nie jest to nadużyciem, ale z pewnością dzięki temu premiera każdej jej nowej książki jest w Częstochowie wydarzeniem. Nie inaczej było też w przypadku wydanej w październiku tego roku „Wilczej rzeki”.


Nie będę ukrywał, że ja z łatwością daję się porwać tej atmosferze: Grzegorzewska wydaje nową książkę, więc koniecznie trzeba ją szybko przeczytać – bo będą rozmowy, bo każdy będzie miał osobistą opinię, bo trzeba być na czasie. Może też w ten sposób nadrabiam to, że przed laty bardzo mijałem się w mieście z autorką „Wilczej rzeki” – mieliśmy co prawda wspólnych znajomych, kojarzyłem ją ze środowiskiem częstochowskiego „Bulionu”, ale nasz osobisty kontakt ograniczał się do tego, że witałem się z nią grzecznie w księgarni, gdzie szukałem przecen na studencką kieszeń. Mam wrażenie, że tak naprawdę zacząłem poznawać Grzegorzewską dopiero poprzez jej prozę, która ma mocny rys autobiograficzny. I tak, w „Gugułach” podglądałem cienie dzieciństwa autorki, a w „Stancjach” jakąś oniryczną wariację na temat studenckiego życia w Częstochowie („Dodatkową duszę” pomijam, bowiem to bardzo osobna książka). „Wilcza rzeka” zapowiadana była jako swoiste podsumowanie emigracyjnych doświadczeń Grzegorzewskiej. W związku z tym spodziewałem się, że po jurajskiej i częstochowskiej powieści czeka mnie wyprawa w zupełnie mi nieznane rejony, bo w moim przypadku emigracyjnych doświadczeń brak. A tu zaskoczenie, „Wilcza rzeka” okazuje się być osnuta wokół przeżyć doskonale mi znanych – mówiąc wprost, przez prawie 400 stron przesiedzieliśmy sobie „razem” z Grzegorzewską w izolacji, w pandemicznym zamknięciu.


Pandemia jest szkieletem, na który naciągnięta jest cała ta książka. „Wilcza rzeka” ma pewien charakterystyczny rytm, który po ostatnich, globalnych doświadczeniach łatwo rozpoznać. Jak refren, co kilka stron powracają opisy zakupów, gotowania, rozmów telefonicznych z ukochanym, drzemki – wszystkich tych rutynowych czynności, które pozwalały nam przetrwać dziwny czas izolacji. Te proste działania wydają się być tutaj podstawowym budulcem narracyjnym, pewnie dlatego, że lockdown unaocznił nam wszystkim, że to z nich składa się nasze życie. Reszta to tylko „obserwowanie cieni na ścianie i mnożenie bytów”, jak pisze Grzegorzewska. Nie wiem, jak Wy, ale ja przez kilkanaście minionych miesięcy faktycznie sporo wpatrywałem się w ścianę.


Główna siła „Wilczej rzeki” polega jednak na tym, że autorce udało się uchwycić szczególny stan podskórnej bizarności, który towarzyszył nam w najtrudniejszych momentach izolacji. Niby wszystkie elementy otaczającej nas rzeczywistości są nam doskonale znane, powtarzalne, ale składają się na świat, który z dnia na dzień staje się coraz bardziej odrealniony. Nierzeczywisty. Im dalej w lockdown, tym trudniej było nam uwierzyć, że to wszystko faktycznie się dzieje. Zresztą z samym czasem też jest tutaj coś nie tak. Powieść obejmuje swoimi ramami dobrze ponad rok, ale dni, tygodnie, miesiące płyną jakoś inaczej, „covidowo”. Wszystko równocześnie rwie się i ciągnie w nieskończoność.


Oczywiście doświadczenia pandemiczne są tylko pierwszą warstwą powieści, za którą kryje się dużo więcej: trudne doświadczenia emigrantki, kobiety przez lata tkwiącej w toksycznym związku, zmagającej się z własnymi demonami. Czytając „Wilczą rzekę”, miałem wrażenie, że otrzymaliśmy olbrzymie zbliżenie na kobiecy naskórek i poznajemy losy bohaterki, śledząc jej kolejne blizny, bruzdy i ślady po trudnej przeszłości. O samych kryzysach i tragediach wiemy niewiele, ale domyślamy się ich, natrafiając na kolejne rany duszy. Ta książka podszyta jest dojmującym smutkiem, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się inaczej. Pandemia mocno nas wszystkich poharatała, uświadamiając nam jednocześnie, w jak kiepskiej kondycji byliśmy już wcześniej. Zaatakowała nasze najsłabsze, najbardziej wrażliwe miejsca.


Oczywiście może irytować, że bohaterka (chciałoby się napisać: autorka) cały czas unosi się na fali zdarzeń. Jest całkowicie pogodzona z ograniczeniami własnej sprawczości - jakby była już po pierwszym etapie „oświecenia”, że jesteśmy tylko kosmicznym pyłem. Mnie to nie irytuje, przeciwnie - według mnie taka postawa idealnie wpisuje się w pandemiczną konwencję książki. Wszak poczucie bezsilności było pierwszoplanowym globalnym doświadczeniem „czasu zarazy”.


Na koniec chciałbym podkreślić, że to, co działało w „Gugułach” i „Stancjach”, sprawdza się też w „Wilczej rzece” - ta autorska, autobiograficzna formuła, w ramach której Grzegorzewska konsekwentnie obudowuje swoje własne życie drobnymi zmianami, upiększeniami, dekoracjami, wyobrażeniami i przekłamaniami. Fascynująca jest ta gra, gdy z jednej strony mamy wrażenie, że podglądamy autentyczną codzienność pisarki, a z drugiej mamy cały czas świadomość, że to raczej swoista baśń, impresja tkana na bazie prawdy. Mnie po trzeciej książce nadal taka zabawa uwodzi i jestem autentycznie ciekaw, co będzie dalej.


Adam Florczyk

Cykle CGK - Autorzy