Wojtku Ty Nasz
Gdybym miał kiedyś pisać poradnik o tym, jak do syta i smacznie konsumować częstochowską kulturę, z pewnością zamieściłbym tam apel, by bardzo uważnie śledzić w mieście wszelkie teatralne atrakcje, bo to dobro deficytowe. I oczywiście w takiej publikacji swój osobny podrozdział musiałby mieć Wojtek Kowalski, człowiek-instytucja, jeśli chodzi o tzw. teatr niezależny w Częstochowie.
Przyzwyczailiśmy się już do Wojtka Kowalskiego jako konferansjera, osoby prowadzącej dyskusje o częstochowskiej kulturze na kanale YT Miejskiego Domu Kultury oraz animatora działań teatralnych (opiekuna TFP, koordynatora sekcji teatralnej podczas miejskiej akcji „Aleje-tu się dzieje!” i Festiwalu Frytka OFF, organizatora przeglądu „42-200 Monodram”). I mam wrażenie, że w tym natłoku umyka nam jego autorska praca na scenie. Niby notujemy sobie daty premier kolejnych przedstawień, niby gratulujemy Wojtkowi kolejnych laurów przywożonych z całej Polski, z różnych teatralnych przeglądów i festiwali. Ale czy na pewno wszyscy już widzieli jego ostatni monodram „Hrabalu Ty Mój”? Na pewno? Ja swoje zaległości nadrobiłem 8 kwietnia w Muzycznej Mecie.
Tytuł spektaklu zdradza właściwie
wszystko – Wojtek Kowalski zabiera publiczność w podróż do
Czech i wysyła miłosny list do Hrabala. Bo to monodram, który
powstał z uwielbienia prozy Mistrza zza naszej południowej granicy,
z zaczytania w „Takiej pięknej żałobie”, „Czułym
barbarzyńcy”, „Miasteczku, w którym czas się zatrzymał”
itd. Wyobrażam sobie, że egzemplarze tych książek, leżące na
regale u Kowalskiego, są wytarte przez ciągłe kartkowanie do
granic wytrzymałości. Trochę się nawet dziwię, że dopiero teraz
Wojtek postanowił teatralnie zmierzyć się z prozą Hrabala, która
wydaje się być wręcz stworzona pod sceniczne emploi
częstochowskiego aktora. Specyficzne poczucie humoru, nostalgiczna
podróż do czasu dzieciństwa, autoironia oraz spora dawka
purnonsensu do smaku – w takiej materii Kowalski czuje się
doskonale, co też po raz kolejny udowodnił.
„Hrabalu Ty Mój” zbiera opowieści doskonale znane miłośnikom czeskiej literatury: o chłopcu, który marzył o marynarskim tatuażu i chciał zostać bezrobotnym; o dwóch kotach: Celusiu i Militce; o Ojcu, który potrzebował kogoś, by przytrzymał mu kluczem nakrętkę; o próbach teatru amatorskiego itd. Dobrzy twórcy potrafią jednak sprawić, by stare rzeczy wyglądały jak nowe. Wojtek Kowalski dodaje hrabalowskim opowiastkom świeżego połysku. Składa z nich autorską narrację, wydobywając na pierwszy plan ich humorystyczny i absurdalny potencjał. Krótkie opowiadania zszywa w całość i buduje czeski neverneverland z dziecięcych wspomnień, zmyśleń i emocji. Świat, który nie istniał, ale do którego bardzo chcielibyśmy wracać – taki paradoks.
Centralnym elementem scenografii
spektaklu jest duża, stara fotografia jakiegoś placu czy rynku. Na
początku usilnie próbowałem przyłożyć ją do mapy Pragi i
dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że to nasz plac
Daszyńskiego, tylko z poprzestawianymi elementami
architektonicznymi. Zupełnie tak, jakby ktoś go niedokładnie
zapamiętał, a później próbował wypięknić we wspomnieniu.
Dodatkowo - cała scenografia, stworzona przez Olę Nykowską, zdaje
się być swoistym kuferkiem. Jakby Wojtek miał ją po spektaklu
błyskawicznie złożyć, zapakować do środka swoje opowieści i
zaraz ruszyć w drogę w poszukiwaniu nowej widowni - jak jakiś
pradawny bajarz.
Nie ma co ukrywać, że częstochowski
aktor już lata temu wyspecjalizował się w monodramach, w związku
z czym doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co jest najważniejsze w
tej formie scenicznej ekspresji. Potrafi zassać pełną uwagę
publiczności samym swoim pojawieniem się na scenie i utrzymać ją
do finału. Ma tego typu sceniczną charyzmę, która dominuje każdy
kawałeczek teatralnej przestrzeni. Zawsze musi znajdować się w
centrum uwagi, co znów doskonale wpasowuje się w charakter
hrabalowskiej frazy. Niech was nie zmyli dziecięcy kostium - Wojtek
Kowalski jest tutaj gawędziarzem, który siedzi w czeskiej karczmie
i opowiada coraz bardziej niestworzone historie, wciela się w
kolejne barwne postacie. A człowiek słucha tego jak
zahipnotyzowany, nie może się oderwać i podsuwa mu tylko kolejne
kufle piwa.
„Hrabalu Ty Mój” to spektakl idealnie
skrojony na dzisiejsze trudne czasy, bo pomaga oczyścić głowę i
choćby na chwilę wyrwać się do innych, lepszych światów.
Napisany z lekkością, zabawny, ale przy tym niebanalny. Proza
czeskiego pisarza ma swój ciężar, a Kowalski potrafi go umiejętnie
ograć. Kto zatem jeszcze nie widział tego przedstawienia, niech
włączy sobie tryb hiperczujności i nadrobi tę zaległość przy
najbliższej nadarzającej się okazji.
Fot. Adam Markowski
← Do posłuchania
Cykle CGK - Autorzy
-
Od redakcji
Co, Gdzie, Kiedy w Częstochowie
-
Daniel Zalejski
Edukacja przyDomowa
-
Rafał Kwasek
Ucieczka od FOMO
-
Piotr Karoński
Krążę wokół waszych dźwięków…