SZUKAJ
CO/GDZIE/KIEDY W CZĘSTOCHOWIE Portal kulturalny

Rzeźbiarz Jerzy Kędziora

Inna perspektywa

7 kwietnia 2022
Rysunkowy portret Adama Florczyka
Udostępnij

Gdy jakaś kapela muzyczna osiągnie pewien poziom sławy i sytości, a na koncertach z łatwością zapełnia stadiony, jej fani zaczynają marzyć o tym, by znów mieć okazję usłyszeć ją w małym klubie. W kameralnych, intymnych okolicznościach. Zrobić sobie małą podróż w czasie i w ten sposób zyskać inną perspektywę. Mam wrażenie, że z artystami wizualnymi i ich miłośnikami jest podobnie.


middle-20220401_wernisaz_jerzy_kedziora_4arte_fot_amark_small-06.jpg

Jerzego Kędziory nie trzeba chyba nikomu szczególnie przedstawiać. Twórca balansujących rzeźb od dawna ma status ambasadora częstochowskiej kultury i jest jej „dobrem eksportowym”. Jego dzieła konsekwentnie podbijają przestrzeń publiczną kolejnych, polskich i światowych miast. Ma również na koncie wystawy w wielu prestiżowych galeriach. Wreszcie, w zeszłym roku jego prace stały się wizytówką historycznego serca Częstochowy, czyli zrewitalizowanego Starego Rynku. Trudno o lepsze potwierdzenie przyjęcia w poczet najważniejszych częstochowskich twórców.


Jednak z wszystkimi uznanymi mistrzami jest ten problem, że są dwie dominujące, wydeptane ścieżki mówienia/pisania o nich. Jedni wychwalają mistrza jak od sztancy: bo geniusz, bo trzeba docenić dorobek, bo tylu przed nami chwaliło, bo medale, dyplomy, nagrody, bo Wielkim Artystą jest. Drudzy okopują się na pozycjach łatwej krytyki: że już bez ognia, że powtarzalnie, że gonienie własnego ogona, że dziś trzeba raczej słuchać młodych, bo to oni zawsze mają rację. I niestety zazwyczaj trudno wydobyć się z takiej dychotomii. Mam wrażenie, że wystawa „Rozlewiska i nurty obocznego”, która 1 kwietnia miała swe otwarcie w Galerii 4 Arte, pozwala wyrwać się z takiego dwubiegunowego spojrzenia na sztukę Jerzego Kędziory. Wychodzi ona z nieoczywistych pozycji i kontekstów, by złapać inną perspektywę.


middle-20220401_wernisaz_jerzy_kedziora_4arte_fot_amark_small-03.jpg

Pomysł, żeby zmieścić wystawę z okazji 50. rocznicy pracy twórczej częstochowskiego artysty w małej przestrzeni Galerii 4 Arte, wydawał się brawurowy. Balansujące rzeźby Kędziory mają swoją masę i potrzebują „oddechu” wokół, by odpowiednio zadziałać przy ekspozycji. Tutaj zaś do dyspozycji były kameralne, podziemne sale - o atmosferze przytulnej, lecz dalekiej od „white cube'owych”, wystawienniczych standardów. W przypadku „Rozlewisk...” te ograniczenia zmieniły się jednak w atuty, bowiem Kędziora musiał głębiej poszperać w swoim magazynie i wydobyć prace, które dopasują się do zastanych warunków. Dzięki temu postawił w większości na dzieła starsze, nieopatrzone i nieoczywiste, co zaowocowało niewątpliwą frajdą dla publiczności. Inne, duże wystawy Kędziory przez lata już zwiedziliśmy, napatrzyliśmy się na jego rzeźby w przestrzeni publicznej, a tu dostaliśmy coś odmiennego.


„Rozlewiska...” to szkice, grafiki, projekty. Malarstwo recyklingowe, niedokończone, pełne anegdot. Są też oczywiście rzeźby – trochę klasycznych i trochę balansujących. Te ostatnie jednak w przedziwnych kontekstach: rozczłonkowane, w stanie spoczynku, w wersji mini itd. Mnie osobiście szczególnie wpadł w oko cykl grafik z lat 70. XX w. - „Rzeźby w tuszu”. Podczas wernisażu Kędziora ze swadą opowiadał, że cykl ten powstał z potrzeby chwili, w ciągu trzech dni. Dla mnie ciemne „ludzkie” sylwetki z tych grafik były bardzo przytłaczające. Szczególnie w obecnych trudnych czasach i wojennej aurze - kojarzyły mi się z osmalonymi śladami po znikających ludziach. Trochę tak, jakby postacie na kartonie walczyły o to, żeby nikt ich nie wymazał, nie wyciął. Ale to tylko jedna, wcale nie dominująca impresja, bo zaraz obok tych prac umieszczono inne, niosące zupełnie odmienne emocje. Nie da się ukryć, że jest w tym wszystkim nieco radosnego chaosu. Podczas zwiedzania „Rozlewisk...” czułem się trochę tak, jakbym przeglądał szkicownik artysty, ale zaglądając do jego głowy, gdzie twórczy konkret rodzi się z wielości.


middle-20220401_wernisaz_jerzy_kedziora_4arte_fot_amark_small-24.jpg

Nie jest tak, że próbuję tu głosić, iż oto czas białych ścian i spójnych narracji w sztuce wystawienniczej się skończył. Zdecydowanie nie o to mi chodzi. Chcę tylko powiedzieć, że od czasu do czasu warto wyrwać się z takiej formuły, szczególnie gdy artysta ma już pewien status, dorobek i po prostu może sobie zafundować odrobinę szaleństwa. Może pozwolić sobie na to żeby jego jubileusz zbudowany był z typowych elementów (oficjalne przemówienia, kwiaty, sektor VIP, projekcja filmowa, muzyczne akcenty), ale by miał też atmosferę niezobowiązującego spotkania przyjaciół, dla których sztuka jest ważna.


Czy „Rozlewiska...” to game changer w dyskusji o miejscu Jerzego Kędziory na światowej i krajowej scenie rzeźby? Nie. Czy to wada wystawy? Nie, bo ta ekspozycja nigdy nie miała takich ambicji. Proponuje ona w zamian inne spojrzenie na twórczość, wydawałoby się, doskonale już znaną. Pozwala śledzić tropy, estetyczne niuanse, fascynacje, eksperymenty, które doprowadziły częstochowskiego twórcę do osadzania figur na rozciągniętych linach. I choćby dlatego warto pojawić się w Galerii 4 Arte. „Rozlewiska...” będzie można tam zobaczyć do 28 kwietnia.


fot. Adam Markowski

Cykle CGK - Autorzy